Forum www.gonemg.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[Fan-Fick] "Ból" by Myra

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.gonemg.fora.pl Strona Główna -> Wasze prace / Fan Fick
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Myra
VI kresek
VI kresek



Dołączył: 25 Paź 2011
Posty: 363
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Uma D'Aoust-Laurent
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Wto 19:38, 06 Mar 2012    Temat postu: [Fan-Fick] "Ból" by Myra

Krótko o tekście:
Jeśli kogoś przeraża ilość słów to uspokajam – jest to one shot, więcej części nie będzie. Mruga Może kiedyś tam udoskonalę retrospekcje i skleję z tego opowiadanie, ale raczej nie w najbliższym czasie.
O czym? O Drake’u. Naszło mnie na napisanie o nim i postawienia go w trochę innym świetle – przez co (a raczej przez kogo) stał się, jaki stał? Możecie mi w pewnych momentach wytknąć niekanoniczność, ale…
Jak znajdziecie błędy, to pisać, a poprawię.
Starałam się, żeby to nie było kolejne denne romansidło z Drake’iem w roli głównej. I chyba takie nie wyszło… chociaż z punktu widzenia autora pewnie zawsze wygląda to inaczej, dlatego byłabym wdzięczna za komentarze.
+ między fragmenty z akcji (po Pladze, przed Strachem, rok w ETAP-ie) teraźniejszej wplecione są wspomnienia Drake’a, jeśli ktoś się pogubił. xd
+ moje wyobrażenie Sheili [link widoczny dla zalogowanych]


Na ogół Drake’owi nie był potrzebny pistolet. Budził strach i bez niego.
Gdy tylko pojawiał się w Perdido Beach, nagle ulice robiły się puste. Było słychać tylko dźwięk zamykanych drzwi i szepty, wszędzie szepty. Oczywiście, standardowo witała go także świta Caine’a. Bili go pałkami policyjnymi, strzelali do niego.
Nie czuł bólu. Nie umierał.
Macka bajecznie oplatała się raz wokół jego bioder, zaciśnięta na spuście. Było dość trudno strzelać biczem, ale szło mu lepiej niż lewą ręką. Zresztą, teraz w lewej trzymał duży nóż. To, że oni nie mogli zrobić mu krzywdy, nie oznaczało, że on nie może im.
Stało przed nim sześciu osiłków – wcześniej Caine wysyłał więcej, ale najwyraźniej nie chciał większej ilości ofiar, niż to potrzebne.
Pobiegł do pierwszego chłopaka, wysokiego i barczystego. Walnął go lufą w głowę, a potem wyciągnął nóż. Osiłek poleciał na ziemię, a w tym czasie drugi próbował zajść go od tyłu. Szybko włożył nóż do ozdobnej pochwy i wziął pistolet do lewej. Wystarczyło kilka smagnięć biczem, a chłopak uciekł z krzykiem.
Zabawne, za każdym razem czekał na niego ktoś nowy. Nawet, gdy delikwent przeżył, nie miał zamiaru spotykać się z nim drugi raz.
Miał dość zabawy. Znów przełożył spluwę z ręki do macki i strzelił kilka razy. Kolejnych dwóch padło na ziemię, wpadając sobie nawzajem w kałuże krwi. Zostało dwóch, najmniej odważnych. Przeciął biczem powietrze, tak mocno, że było słychać przeciągły świst.
Przełknęli ślinę, ale nie uciekli. Nie robili też nic choć po części podobnego do ataku.
Drake westchnął i wycelował. Wtedy w lekkiej, nadmorskiej mgle zobaczył postać idącą w ich stronę. Nie miał pojęcia, dlaczego od razu jej nie zestrzelił – czekał, aż dojdzie wystarczająco blisko, by zobaczyć twarz.
Na początku myślał, że coś mu się przewidziało. Mrugnął dwa razy, a potem uszczypnął się w ramię. Wiedział, że rzeczy niemożliwe zdarzają się w ETAP-ie – był tego idealnym przykładem, ale nadal nie chciał wierzyć. Nie teraz, gdy prawie zapomniał.
Prawie.
Nie mógł nie rozpoznać tej twarzy.
Szła z gracją, tak jak zawsze. Brudną białą bluzkę na szelkach miała włożoną w bojówki moro, wetknięte w glany. Wokół pasa owinęła sobie sznur naboi, a w rękach trzymała karabin automatyczny. Długie, rude włosy - jak zwykle w nieładzie, powiewały za nią, ciągnąc się jak drugi cień.
Absolutnie nie mógł nie rozpoznać tej twarzy.
W pierwszym odruchu chciał do niej podbiec. Uścisnąć ją. Pocałować.
Dopiero potem przypomniał sobie, co zaszło między nimi gdy ostatnio się spotkali.
Nigdy nie chciał czuć.

Gdy pojawił się w Coates Academy był po prostu zagubionym dzieciakiem. Zwyczajnym, szkolnym łobuzem, którego wkurzył chłopak z sąsiedztwa. Tyle. Nie miał skłonności sadystycznych.
Jeszcze.
Zobaczył ją już pierwszego dnia – przechodziła korytarzem ze swoją najlepszą przyjaciółką, Dianą Ladris. Śmiały się z czegoś tak głośno, że odwrócił głowę. Wyglądała świetnie w mundurku Coates, a nie wielu mogło się tym pochwalić. Była śliczna, niewiarygodnie śliczna.
Nigdy nie chciał, żeby skradła mu serce.
Zaczął zadawać się z Cainem Sorenem, który kręcił z Dianą, żeby tylko poznać jej imię. Żeby spędzić z nią choć trochę czasu, mimo, że nie zwracała na niego uwagi.
Nigdy nie chciał pokazać, że jest słaby.

Osiłki Caine’a, widząc, że się zagapił, natychmiast uciekli. Drake nawet tego nie zauważył. Wpatrywał się w dziewczynę jak w bóstwo.
- Sheila – szepnął.
Myślał, że nie żyła. Że miała już piętnastkę i wypadła. W końcu miała urodziny na początku listopada, prawda? Minął prawie rok, a on widział ją pierwszy raz od rozpoczęcia ETAP-u. Ba, był pewny, że nie żyje!
- Sheila – powtórzył.
- Drake – zaczęła parodiować jego ton, a potem dodała. – Co ty odwalasz?
Dopiero wtedy zorientował się, że patrzy na jego mackę.

Sheila okazała się być Dianą, tyle, że z kilkoma drobnymi różnicami. Obie były nierozłączne, bez przerwy paplały o głupotach i knuły przeciwko ludziom. Dwie cyniczne manipulatorki.
Och, jak bardzo mu się podobała.

- Ding-dong, jesteś tam?
Drake potrzepał głową i spojrzał w jej wąskie, lisie oczy.
- No tak, przecież długo cię nie było – mruknął.
Odwinął mackę i dotknął czubkiem policzka Sheili. Nie mógł się powstrzymać.
Popatrzyła na niego z obrzydzeniem.
Jeszcze większym niż tego dnia, gdy ostatni raz z nią rozmawiał.

Po wielu próbach wreszcie udało mu się z nią spotkać. Jeden raz, drugi, trzeci. Na początku była dość sceptycznie nastawiona, ale szybko jej przeszło.
Po dwóch miesiącach znajomości byli parą.

- Gdzie byłaś? – spytał niepewnie. – Gdzie byłaś przez ten rok?
- Na wyspie. Crabclaw. Pojechałam tam z ojcem dzień przed zniknięciem dorosłych i do teraz czekałam na jakąkolwiek pomoc – rzuciła zdenerwowana, jakby obwiniała go o to, że nikt nie przybył jej na ratunek. – Od tygodnia jestem w mieście. Niesamowite co się tutaj dzieje. Niesamowite były też plotki, które mi opowiadano.
Jeszcze raz popatrzyła na jego bicz.
- Popełniłaś błąd, nie wierząc w nie – mruknął Drake uśmiechając się szeroko.

- Zrozum, potrzebuję trochę przestrzeni – powiedziała po raz setny.
- Przestrzeni – powtórzył tępo.
- Rozumiesz to słowo? Rzeczownik, rodzaj żeński. Przeliteruj.
- R-Z-E…
- Przestrzeń, idioto.

- Jesteś dokładnie taka jak wtedy – stwierdził po chwili ciszy.
- Chciałabym urządzić tu jakąś romantyczną scenę, czy coś i odpowiedzieć „Ty też!”, ale po tym co usłyszałam… to chyba nie.

„Snujesz się za mną jak cień. Wszędzie, gdzie jestem, leziesz za mną. Nie dam rady zrobić kroku, żebym nie widziała cię za sobą. Jestem pewna, że gdybym ubrała klapki i miała przejść przez kałużę, położyłbyś się na niej, żebym nie ubrudziła sobie nóg.”
Co chwila wracały do niego jej słowa.
„Chcę tylko odetchnąć, a nie mam przestrzeni. Dlaczego, Drake, odpowiedz, dlaczego?” – nie dała mu dojść do głosu, oczywiście. „Odpowiedź za sto punktów: bo wszędzie jesteś ty.”
Minęły dwa tygodnie odkąd się rozstali, a ciągle wszystko dudniło w jego głowie.
„Chciałabym powiedzieć, że to nie przez ciebie, tylko przeze mnie, ale to tylko i wyłącznie twoja wina. Chciałabym powiedzieć, że jest mi przykro, ale nie jest mi przykro. Chciałabym powiedzieć >>zostańmy przyjaciółmi<<, ale rzygam tobą.”

- Mutacje. Nie trudno się przekonać o ich istnieniu, po spędzeniu choć jednego dnia w środku tego cholerstwa – zaczęła, wkładając do ust wykałaczkę. Przygryzła ją i kontynuowała. – Ale ty jesteś prawdziwym odmieńcem. Macka zamiast ręki? No proszę cię, to przereklamowane.
- A ty? – podjął temat.
- Co „ja”? – zmrużyła oczy.
- Masz jakąś moc? – spytał, znów się uśmiechając.
Myślał, że walnie go w twarz. Zamiast tego też się uśmiechnęła.
I wtedy, na ułamek sekundy poczuł największy strach w swoim życiu.
Zakręciło mu się w głowie: widział tylko Sheilę, reszta rozmazała mu się przed oczami. Jej postać zaczęła się mnożyć, stawała się coraz wyraźniejsza. Kontury, każdy cień na jej ubraniu, niewiarygodnie go raził. Strach był paniczny i całkowicie go obezwładnił. Nie wiedział dlaczego, ale miał ochotę paść na kolana i bić przed nią pokłony. Pani i władczyni. Pani i władczyni. Pani i władczyni.
Strach odszedł tak szybko jak się pojawił.

Kolejne dwa tygodnie później Sheila miała już nowego chłopaka.
A Drake zaczął dręczyć dzieciaki z Coates.

Wybuchnęła śmiechem. Nienawidził jej śmiechu. Był chrapliwy, jak u hieny, a po kilku minutach przechodził wprost w pisk.
- Strach to potęga – powiedziała wypluwając wykałaczkę. – Twoje słowa.

Miesiąc później Sheila zaczęła chodzić z trzecim chłopakiem od ich zerwania.
Drake’owi zaczęło się śnić, że zabija zwierzęta.

- „Pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do Drake’a Merwina. Jeśli go zobaczysz, uciekaj do najbliższego budynku. Nawet gdy strzeli do ciebie, gdy będziesz biec, to będzie lepsze od biczowania” Tak powiedział mi jakiś chłopak. Kiedy się poznaliśmy, byłeś miły. Potem zacząłeś się zmieniać. Czy z tobą jest coś nie tak?
- To ETAP. Przekonasz się, co potrafi zrobić z człowiekiem.
Choć za pewne nikomu nie zrobił tego, co ty mi – dodał w myślach.

Cztery miesiące później zaczął się ETAP, a Sheili nigdzie nie było. W jej akcie urodzenia, obok roku dużymi literami było napisane: 2.11.
Drake zaczął zabijać ludzi.

Sheila odwróciła się i zrobiła kilka kroków.
- Sheila?
Dziewczyna odwróciła się do niego z karabinem w gotowości. Strzelała lepiej niż on, uczyła się fachu od dziesiątego roku życia.
- Czy masz wystarczająco dużo przestrzeni?
Popatrzyła na niego dziwnie.
- Oczywiście, że mam wystarczająco dużo przestrzeni.
- Nie zrozumiałaś pytania – mruknął.
Przekrzywiła głowę i zamyśliła się.
- Ah – westchnęła. – Nie, Drake, nie wrócę do ciebie.
Złamała mu serce po raz drugi. Nigdy nie oswoił się z jednostronnością swojego uczucia – stracił nadzieję, zaczął się wyżywać na innych, zabijał. Za każdym razem, gdy robił komuś krzywdę, rana, jaką po sobie zostawiła Sheila minimalnie się zasklepiała. Z czasem prawie zupełnie o niej zapomniał, ale ślad nadal został.
Wróciła.
I zerwała wszystkie szwy, które tak starannie zakładał przez ostatnie półtorej roku. Nie mógł przejść tego wszystkiego po raz drugi.
- Żegnaj – szepnął, ledwie dosłyszalnie.
Skinęła mu głową, odwróciła się i odeszła.
Drake znów przełożył pistolet.
Nie mógł przechodzić tego po raz drugi.
Wycelował w dziewczynę i pociągnął za spust.
Wydawało mu się, że huk, był dużo głośniejszy niż normalnie.
Zawsze chciał jej miłości.
Zawsze chciał, ale nigdy jej nie dostał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Snutella
Bez mocy
Bez mocy



Dołączył: 06 Cze 2012
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:57, 19 Lis 2012    Temat postu:

Matko, toż to cudowne *-* To będzie dziwne, jak się dopomnę o mimo wszystko, ciąg dalszy? Wesoly
Wiem, one-shot...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.gonemg.fora.pl Strona Główna -> Wasze prace / Fan Fick Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin